OPERA_SPACE
Ambrozja
Kwarantanna to świetna okazja do retrospekcji. OPERA_SPACE wertuje archiwa fotosów, reportaży z wydarzeń, przegląda katalogi sesji fotograficznych. Każde zdjęcie to zapis emocji związanych z inną przygodą i pretekst do uśmiechu.
Kilka lat temu jeden z najbardziej rozpoznawalnych na świecie polskich fotografów – Tadeusz Rolke portretował baletnice w niedostępnych dla publiczności przestrzeniach Opery Narodowej. Owocem jego pracy był ilustrowany zdjęciami kalendarz. Roku później zaprosiliśmy mistrza do gmachu przy Odeskiej. Przyjechał z asystentką Jolą Byliniak by sfotografować personifikację opery. W tę rolę wcieliła się nasza solistka – Dorota Białkowska. Zdjęcia wykorzystaliśmy w kalendarzu na rok 2018. Jego tytuł – „Opera Viva” zaproponował fotograf.
To były trzy piękne ale trudne dni. Trudność brała się głównie z zabójczego tempa pracy narzuconego przez pana Tadeusza. Mistrz był perfekcyjnie przygotowany – wszystkie plany były uprzednio szczegółowo przemyślane. Zero improwizacji – praca w najlepszym komercyjnym stylu. Używaliśmy świateł ciągłych. To duże, ciężkie aparaty oświetleniowe z planów filmowych: grube okablowanie, potężne, nieporęczne statywy. I z tym wszystkim trzeba było za panem Tadeuszem biegać! Dosłownie! Chwilami musiało to absurdalnie wyglądać: dwóch zasapanych, młodych asystentów (na planie był wtedy z nami jeszcze Paweł Szczegryn) ledwo nadąża za prawie dziewięćdziesięcioletnim fotografem!
Kilka lat wcześniej miałem okazję spotkać innego wielkiego mistrza w podobym wieku – nieżyjącego już niestety – Stanisława Skrowaczewskiego. Tuż przed koncertem zaczaiłem się w przejściu między pokojem dyrygentów a wejściem na estradę. Widząc nadchodzącego maestro podniosłem aparat do strzału i z miejsca zostałem obrzucony gniewnym spojrzeniem: „Żadnych zdjęć!”. Po rozpoczęciu koncertu zakradłem się za kulisy i przez długi obiektyw zobaczyłem coś niezwykłego. W młodym, energicznym mężczyźnie prowadzącym orkiestrę nie było śladu zgarbionego staruszka, którego pięć minut wcześniej próbowałem sfotografować! Wejście na pudło odjęło mu momentalnie kilkadziesiąt lat! Gdy koncert dobiegł końca wróciłem na posterunek by podjąć kolejną próbę sportretowania mistrza. Usłyszałem kroki i wycelowałem aparat. Wyprostowany, idący sprężystym krokiem Skrowaczewski uśmiecha się do mnie szeroko: „O! I jeszcze mi pan zdjęcia robi! Jak miło!”
Zdaje się, że pomiędzy Rolke a Skrowaczewskim jest nie tylko metrykalna analogia – na wielkich mistrzów sztuka potrafi czasem zadziałać jak mityczny eliksir młodości – jak ambrozja!